Projekt ustawy o rejestrowanych związkach partnerskich autorstwa prof. Marii Szyszkowskiej koncertowo i bez większych problemów pokonał kolejną poważną poprzeczkę. We wtorek 10 lutego 2004, nad jego dalszym losem obradowali członkowie senackich komisji Polityki Społecznej i Zdrowia oraz Ustawodawstwa i Praworządności. Po przeszło trzygodzinnej, wyczerpującej dyskusji odbyło się głosowanie, którego wynik zaskoczył zwolenników ustawy - a jeszcze bardziej jej przeciwników. Tylko trzy głosy padły za natychmiastowym wyrzuceniem projektu do kosza głosów, ale dziesięć za dalszą nad nim pracą. Co dalej po tym oszałamiającym zwycięstwie? Senatorowie powołali czteroosobową grupę, która wspólnie z ekspertami ministerstwa sprawiedliwości wprowadzi do projektu niezbędne poprawki. Następnie przedstawiony on będzie ponownie członkom komisji. Procedura ta potrwa przypuszczalnie około miesiąca. Kolejne etapy to głosowanie na posiedzeniu plenarnym Senatu i wreszcie skierowanie projektu ustawy do Sejmu.
Przed projektem ustawy o związkach partnerskich jest jeszcze bardzo długa droga, ale jej szanse na przyjęcie przez Senat znacznie wzrosły. Początkowo, pod projektem ustawy podpisało się trzydziestu siedmiu senatorów, wśród nich tak popularni jak Krystyna Sienkiewicz - była wiceminister zdrowia, pełniący tę samą funkcję Marek Balicki, słynny reżyser Kazimierz Kutz czy wiceprzewodnicząca Zarządu Głównego Ligi Kobiet Polskich Dorota Kempka. Teraz, szeregi te wzrosną. Podczas wtorkowego posiedzenia, senator Tadeusz Wnuk przeprosił prof. Szyszkowską za to, że początkowo odmówił swego podpisu i poparcia. "Nie zdawałem sobie sprawy z powagi problemu" - powiedział. Podobnie zachował się senator Janusz Bielawski, który w ostrych słowach potępił panującą w Polsce obłudę obyczajową a także senator Wojciech Pawłowski.
Wtorkowemu posiedzeniu senackich komisji towarzyszyło spore zainteresowanie. Zgodnie z regulaminem, w obradach wzięli udział przedstawiciele wielu zainteresowanych środowisk - zarówno organizacji LGBT, Kościoła katolickiego, Urzędu Pełnomocnika do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn, Rzecznika Praw Dziecka etc. Na wieść o obradach nad "ustawą o homoseksualistach" licznie stawili się dziennikarze, zwabieni dodatkowo informacją o mającej odbyć się przed gmachem Sejmu demonstracją poparcia dla ustawy. Demonstracja, choć ze względu na porę dnia i pogodę niezbyt liczna, odbyła się a jej przebieg zarejestrowały kamery.
Jak można się było spodziewać, podział pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami ustawy przebiega wzdłuż linii (a właściwie przepaści) dzielącej światopogląd laicki od katolickiego. Zaproszona przez przewodniczącą komisji Polityki Społecznej i Zdrowia zakonnica, przedstawicielka Episkopatu, powtórzyła szybko powszechnie znany i kategorycznie odmowny punkt widzenia hierarchii kościelnej, po czym (dosłownie!) uciekła z sali obrad. Obserwując przebieg posiedzenia, nie trudno też było dostrzec, że niektórzy senatorowie nie są w stanie zmienić poglądów nawet wtedy, kiedy konfrontowani są z najbardziej przekonującymi argumentami. Taką postawę zaprezentowała Teresa Liszcz, przewodnicząca komisji Ustawodawstwa i Praworządności, która przyznała co prawda, że homoseksualiści są w Polsce dyskryminowani, ale nie powinni uzyskać prawa do zawierania związków partnerskich, ponieważ byłoby to "plagiatem małżeństwa" bo przecież "Bóg stworzył kobietę i mężczyznę i taki jest porządek natury". Powszechne zdumienie wzbudziła wypowiedź przedstawicielki urzędu Rzecznika Praw Dziecka, która oznajmiła że małżeństwo chronione jest przez państwo, ponieważ produkuje "materiał ludzki". Nieszczęsna "ekspertka" atakowana była potem niemiłosiernie za swą niefortunną wypowiedź, ale uparcie przy swojej definicji rodziny obstawała.
Dużą rolę w uzyskaniu pozytywnego wyniku głosowania odegrały wypowiedzi przedstawicieli ruchu LGBT. Prezes ILGCN przypomniał o prześladowaniach jakie dotknęły w przeszłości osoby homoseksualne. Marta Abramowicz z Kampanii Przeciw Homofobii wyraziła swe pełne poparcie dla projektu ustawy senator Szyszkowskiej. Kiedy senator Liszcz chwaliła się swymi dobrymi kontaktami z gejami i stwierdziła że żaden z nich nie jest dyskryminowany, redaktor naczelny miesięcznika "Nowy Men" Sławek Starosta przypomniał zmarłego w 1999 roku pisarza i krytyka muzycznego Jerzego Waldorffa, który nigdy publicznie nie odważył się mówić o swej (powszechnie znanej) odmiennej orientacji seksualnej i zapytał, dlaczego nie przyznał się do niej żaden polski parlamentarzysta.
Wtorkowe posiedzenie ujawniło słabość i hermetyczność argumentów parlamentarnych przedstawicieli konserwatywnych ugrupowań politycznych i pozarządowych. W walce przeciwko ustawie o partnerstwie homoseksualnym straszą oni "rozkładem społecznym", grożą "upadkiem wartości" i "rozkładem rodziny" - ale nie potrafią podać żadnych konkretnych przykładów. Typowym przykładem takiej postawy była wypowiedź senatora Romaszewskiego który odezwał się tylko raz w stylu "nie, bo nie" i - głosował za odrzuceniem projektu. Na poparcie prawicowych senatorów oczywiście nikt nie liczy. Tym istotniejsze jest pozyskanie głosów tych członków Senatu, którzy myślą pragmatycznie i starają się uwolnić od uprzedzeń i stereotypów. Powinno się to udać. Wspaniały przykład takiego myślenia dała Krystyna Sienkiewicz i Marek Balicki. Równie ważne jest zmobilizowanie sejmowej większości, ponieważ to właśnie w Sejmie odbędzie się decydujące głosowanie. Wiele zależy od poparcia władz SLD, które wciąż zachowują enigmatyczne milczenie. Miejmy nadzieję, że wtorkowe zwycięstwo w głosowaniu doda im odwagi.
Niewątpliwie, projekt ustawy o zarejestrowanych związkach partnerskich zyskał w Senacie nowych sojuszników, którzy (miejmy nadzieję) przekonają swych sceptycznych jeszcze kolegów. Można się też spodziewać, że jego przeciwnicy zewrą szeregi, ponaglani przez hierarchię Kościoła katolickiego.
Czynnie biorąc udział w obradach, doświadczyłem wielu pozytywnych emocji. Chociażby wtedy, kiedy jeden z senatorów powiedział, że pierwszy raz w życiu widzi ludzi, którzy otwarcie i bez skrępowania mówią o swej homoseksualności - i wyraził nam z tego powodu swe uznanie i wdzięczność. W szacownym gmachu Sejmu RP słowo "homoseksualizm" nie padało tak często z ust przedstawicieli naszego społeczeństwa. Na początku z pewnym skrępowaniem - potem zaś z coraz większą oczywistością.
Janusz Marchwiński
za każdym razem kiedy czytam jakąs relację z obrad natykam sie na coraz większe bzdury wypowiadane przez Teresę Liszcz. Kompletna kompromitacja!