…oczami drag queen Kim Lee!
Po literaturze - czas na teledyski! Majówkowy przegląd od drag queen Kim Lee! I za Kim zastanawiamy się: czy któraś z polskich div zostanie naszą Dianą Ross i zaprosi w końcu nasze drag queens do teledysku?
Kochani, jakiś czas temu mogliście przeczytać na naszym portalu artykuł o wątkach dragqueenowskich w literaturze polskiej - literatura jednak trafia do wąskiego grona odbiorców, zaś dla drag queens – gdzie z założenia liczy się wizerunek i możliwość jego pokazania – naturalnym środowiskiem jest popkultura, dlatego większą szansę na popularyzację dają sztuki wizualne. Wśród nich teledysk – krótki filmik do nagrania muzycznego, tym bardziej dobry dla drag queens, że stanowi on zazwyczaj montaż żywiołowych scen pokazywanych w szybko zmieniających się krótkich ujęciach. Taka sekwencja – uprzednio przygotowana, dająca możliwość dubli – wydaje się idealna dla możliwości zaskoczenia zmieniającym się wizerunkiem.
Oczywiście świat odkrył to już dawno, drag queens pojawiają się w teledyskach regularnie, niekiedy nawet jako główny temat – choćby osławiony "I will survive" Diany Ross (1996), który rozpoczyna się sekwencją ze szkoły dragqueenowskiej prowadzonej przez RuPaula, i który to teledysk, jak sama artystka mówi w nim, jest "dedicated to my girls". I tak jest po dzień dzisiejszy – np. w jednym z przebojów minionego roku "Promises" Sama Smitha i Calvina Harrisa (2018), w teledysku pojawiają się m. in. najsłynniejsze drag queens z całego świata.A jak jest w Polsce? Co prawda pierwszy raz na świecie drag queen na taśmie filmowej mogliśmy zobaczyć właśnie na polskim nagraniu – chodzi oczywiście o słynne "Sex-appeal" Eugeniusza Bodo (1937) (nagranie jest fragmentem filmu, teledyski w obecnym rozumieniu tego słowa oczywiście wówczas nie powstawały), ale pierwszym polskim „nowożytnym” teledyskiem, w którym ujrzałam drag queens był „Za... za... za...” Bajmu (1993).W nagraniu widzimy obszerne fragmenty Parady w USA, ze szczególnym uwzględnieniem drag queens, które to nagrania kontrastują z dość łagodnym tekstem o miłości. Pytana wówczas przez Tomasza Raczka w "Playboyu", o ten teledysk Beata Kozidrak powiedziała: "To był zupełnie fantastyczny pochód wolności. Niesamowite, że geje robią w Stanach, co chcą i nikt im na to nie zwraca uwagi. Chodząc po ulicach Nowego Jorku zobaczyłam tak wielu odjazdowych ludzi, dumnych z tego, że są inni. (…) W Polsce wyglądałoby to dziwnie, nasz kraj jest mało tolerancyjny tam to było naturalne".Jednak mimo tej wypowiedzi Beata Kozidrak – która ze swoimi przerysowanymi strojami oraz prostymi, ale autentycznymi tekstami o miłości i kobiecości jest do dziś inspiracją dla wielu drag queens – długi czas unikała poruszania kontrowersyjnych tematów, w tym także stosunku do LGBT, zaś sam teledysk był przez wiele lat (ponoć z decyzji menedżerów zespołu) regularnie kasowany z YouTube. Beata Kozidrak przeszła jednak ewolucję, i później bez problemów wpierała np. gejowskich vlogerów Jakuba i Dawida, którzy sami nakręcili teledysk do jednej z jej piosenek.
Rok później mogliśmy zobaczyć... ( Pozostało znaków: 12061 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.