Matt Bomer w wywiadzie, którego udzielił magazynowi „Out”, opowiada o swoim coming oucie – o tym, jak to było, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Wiemy, że rodzice nie odzywali się do niego przez pół roku, kariera zaś – niewiele ucierpiała. Droga do bycia sobą i nie oglądania się na innych nie była usłana różami, ale okazuje się, że jak bardzo się pragnie i chce, to się po prostu da.
Matt Bomer udzielił wywiadu, w którym rozlicza się z demonami przeszłości – z coming outu: co to dla niego znaczyło, jak ważne to dla niego było itd. 39-letni aktor opowiada w nim również o serialu „Girls”, „White Collar” i „American Horror Story”.
Bomer wyszedł za mąż za publicystę Simona Hallsa w 2011 roku. Mają razem trójkę synów. Ujawnił się w 2012 roku podczas przemowy, kiedy odbierał nagrodę – Steve Chase Humanitarian Award. Podziękował w niej swojej rodzinie za wsparcie.
Jak został aktorem? To było zaraz po zamachu terrorystycznym w Nowym Jorku w 2001 roku. Pracował w hotelu. Nie było ruchu w mieście, nikt nie przyjeżdżał, a raczej każdy wyjeżdżał. Zaczął się martwić, za co zapłaci czynsz i swoje rachunki. Wtedy trafił mu się casting do serialu. Udało się i dostał rolę.
Wychowywał się w Teksasie, gdzie... nauczył się udawać – a to, jak sam zauważa, pomogło mu w aktorstwie. Tak, paradoksalnie to, że nie mógł być sobą i powiedzieć innym, zmusiło go do grania kogoś, kim nie był. Mało tego, w domu nie oglądało się telewizji laickiej – tylko tę aprobowaną przez wspólnotę chrześcijańską. „To nie było środowisko dla gejów, nie było tam bezpiecznie” – wspomina czasy, gdy pracował na stacji benzynowej.
Zatem, bycie gejem pomogło mu w byciu lepszym aktorem. Musiał być ostrożny – byle gest mógł go zdradzić. Wiedział, że zawsze może liczyć na pomoc i wsparcie brata, ale nie chciał go narażać na niebezpieczeństwo. To też był sposób przetrwania i ochrony samego siebie.
Jak wyglądał jego coming out przed rodziną? To było podczas festiwalu teatralnego, gdzie grał w „Romeo i Julii” i jeszcze jednej sztuce. Tam poznał makeupistę i fryzjera, który go zainspirował:
„Pomyślałem, jeśli on może żyć po swojemu, zgodnie z prawdą, dlaczego ja nie? (…) Napisałem list do rodziców. Nie umiałem wtedy zrobić tego podczas rozmowy, osobiście. Przez sześć miesięcy nie usłyszałem od nich ani słowa. W końcu pojechałem do domu i stało się to, czego najbardziej się obawiałem - konfrontacja”.
Z czasem wszystko się poukładało, ale była to ciężka praca – nie tylko dla niego, ale i dla jego rodziców. Teraz sprawy mają się lepiej – rodzice stali się częścią jego rodziny. Jak dodaje, utrata tego, co miał z mamą, tatą i rodzeństwem nie wchodziła w grę – był w stanie o nią walczyć, będąc jednocześnie sobą.
Okazuje się, że bycie gejem w Hollywood nie jest przekleństwem, jak twierdzi Rupert Everett, popatrzmy na inne przykłady – Russell Tovey, Luke Evans, Neil Patrick Harris, Colton Haynes, Charlie Carver, Ian McKellen, Derek Jacobi i wielu innych.
(ar)
Ten serwis używa plików cookies. Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Dowiedz się więcej.
Rozumiem