Fragment książki "Rzeczy. Iwaszkiewicz Intymnie"
Anna Król przeciwstawia się tradycji pisania o jednym z najważniejszych autorów XX wieku. Pokazuje Jarosława Iwaszkiewicza tak, jak nikt wcześniej się nie ośmielił – z bliska i zmysłowo. Po raz pierwszy tak szczerze, tak otwarcie. Prawda o uczuciach, życiu intymnym, kompleksach i zawiedzionych nadziejach. Prywatne zapiski, listy miłosne, pędzle
do golenia, krawaty i notatki na biletach. Trzynaście przedmiotów i ulotnych chwil z życia intrygującego mężczyzny. Literacko piękna i drobiazgowo udokumentowana opowieść i poruszające sceny oparte na faktach.
ROZDZIAŁ PIĄTY
CHRYSTUS O KRZYWYCH NOGACH
(fragment)
Jedenastego, w poniedziałek wróżyłem z Pisma Świętego.Wypadł mi werset ze św. Łukasza:
„I stało się, gdy upłynęły dni urzędu jego, że odszedł do swego domu”.
Pięć dni wcześniej, rano, w sobotę 23 maja, Jarosław Iwaszkiewicz był jeszcze w Moskwie. Gościł na zjeździe pisarzy Związku Radzieckiego. Zgodnie z planem delegacji miał przed sobą ostatnie wystąpienie. Część grupy, do której go przydzielono, miała wracać do Warszawy dopiero w poniedziałek. Nieprzytomny z niepokoju o to, co się dzieje z Jurkiem, który został w Polsce w stanie krytycznym, to starał się zająć myśli czymś innym, to zabiegał o możliwość szybszego wyjazdu. Trzeba powiedzieć, że ostatecznie uciekł stamtąd, gdy tylko uzyskał od Wiktora Borysowa, ówczesnego przewodniczącego Komisji Zagranicznej Związku Pisarzy ZSRR, oficjalne zwolnienie z ostatnich dni zjazdu i zgodę na wcześniejszy powrót do Warszawy. Teraz jego samolot kołował nad Okęciem. Włączono sygnalizację „zapiąć pasy” i uśmiechnięte stewardesy przechadzały się między fotelami, sprawdzając, czy pasażerowie zastosowali się do zalecenia pilota.
– Proszę pana, proszę zgasić papierosa. Za chwilę lądujemy.
Iwaszkiewicz, wyrwany z zamyślenia, popatrzył nierozumiejącym wzrokiem na ładną, młodą blondynkę.
– Słucham?
– Dolatujemy do Warszawy, proszę przygotować się do lądowania.
Spojrzał na maleńki niedopałek, właściwie sam ustnik, który trzymał w wielkiej, jak o niej mówiono: robotniczej i silnej dłoni, poznaczonej niebieskimi żyłami i niewielkimi brązowymi plamkami. Jeden paznokieć był zadarty i drażnił palec. Poślinił go i wyjrzał za okno. Zdusił nieskończonego papierosa w metalowej popielniczce wmontowanej w siedzenie. Było w niej już kilkanaście wypalonych w czasie lotu silesii. Wyprostował się w wysokim fotelu i próbował spokojnie oddychać. Raz jeszcze wyjrzał przez prostokątną szybę. W Warszawie był piękny, słoneczny dzień. Nie miał dużego bagażu. Najpotrzebniejsze rzeczy spakował do podręcznego kuferka, osobno niósł tylko dodatkowy strój wieczorowy – dzięki temu wszystko miał ze sobą na pokładzie i pozwolono mu ominąć kontrolę bagażową.
Sobota na ogół była na Okęciu ruchliwa, ale tego dnia leciało niewiele osób i na lotnisku wiało pustką. Gdy tylko opuścili pokład, od razu pożegnał się zdawkowo z Putramentem i tą częścią delegacji, z którą pozwolono mu wrócić, i wydostał się z hali przylotów. Hania czekała na niego przed wyjściem. Stała sama. Wydała mu si... ( Pozostało znaków: 10740 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.