Felieton Jacka Kochanowskiego
No i po paradzie - mam na myśli Paradę Równości, która w minioną sobotę przeszła w Warszawie. Kto wie, może - jeśli rację mają czarnowidzący - to ostatnia taka spokojna Parada? Szczególnie, jeśli szefem MSW zostanie Macierewicz... Co ma być to będzie, przeżyliśmy jeden PiS, przeżyjemy i drugi. A PO odrzucając po raz kolejny wniosek o wprowadzenie ustawy o związkach partnerskich pod obrady Sejmu pokazała, że zasłużyła na klęskę. PO potrafiła przeprowadzać ustawy przez parlament w tydzień czy dwa - jeśli uznane zostały za "propagandowo ważne". Związki partnerskie nie były i nie są ważne dla PO, ona ma je w głębokim poważaniu, co jest ważną lekcją przed jesienią.
- Jacek Kochanowski -
Przy okazji Parady Równości Wojtek Karpieszuk przeprowadził w "Gazecie Stołecznej" rozmowę z uczestnikami "zakazanej Parady" z 2005. Było trochę kombatancko, ale najbardziej zainteresowała mnie wymiana opinii pomiędzy Jej Perfekcyjnością, rzeczniczka tegorocznej Parady, a Krystianem Legierskim. Jej wskazywała, że od początku intencją warszawskiej Parady było łączenie wszystkich wykluczonych: nie tylko LGBTQ, ale niepełnosprawnych, dyskryminowanych z powodów etnicznych, religijnych itp. Stąd także dość obszerna tegoroczna lista postulatów Parady, lista daleko wykraczająca poza problemy związane z sytuacją osób nieheteroseksualnych i transpłciowych. Nie podobało się to Krystianowi: "Ta parada kojarzy się z lesbijkami i gejami. To powinna być Gay Pride. I tyle. Jeżeli środowisko gejowsko-lesbijskie pokazałoby, że jest duże, ma taką siłę, iż wymusza zmiany, wtedy moglibyśmy zaprosić innych."
Rozumiem przesłanie tegorocznej Parady. Jest ono bliskie temu, co w badaniach queer nazywa się polityką koalicyjną. W grupach, w których kulturowa większość jest tak agresywna, a wykluczenie tak silne, mniejszości powinny się wzajemnie wspierać. Doskonałym przykładem tego rodzaju polityki są warszawskie Manify: mają one zawsze hasła związane z problemami kobiet, ale też z hasłami podnoszącymi kwestie ekonomiczne, problemy środowisk LGBTQ czy konieczność walki z ideologiczną hegemonią Kościoła.
W tym roku szczególnie istotne były te hasła Parady, które dotyczyły imigrantów. Polskie telewizje oszczędnie informują rodaków i rodaczki o fatalnej sytuacji uchodźców z Syrii, ale wystarczy przełączyć się na dowolny anglojęzyczny kanał informacyjny, by przekonać się, że sprawa jest poważna, uchodźców z Afryki Północnej czy Bliskiego Wschodu jest coraz więcej. Imigranci toną w Morzu Śródziemnym albo są przetrzymywani w strasznych i poniżających warunkach, a instytucje Unii Europejskiej, mówiąc wprost, rżną głupa. To znaczy, jak zwykle, pozorują działania. O polskich reakcjach szkoda nawet gadać. Gdyby Polacy byli traktowani w Anglii tak, jak traktowani są uchodźcy z Afryki czy Syrii, polski rząd by oszalał z oburzenia. Ale skoro to nie "nasi", to nie ma sensu się tym przejmować. W efekcie konsekwencje nasilającej się fali imigracji ponoszą głównie kraje południa UE, same mające kłopoty gospodarcze. Dlatego uważam, że paradując w sprawie równości koniecznie trzeba było wysyłać silny sygnał poparcia dla ludzi, którzy w UE szukają ucieczki przed biedą, a często także ocalenia.
Ale rozumiem też punkt widzenia Krystiana Legierskiego. Podobny przyświecał inicjatorkom Kongresu Kobiet. Potrzebne było silne organizacyjnie i wpływowe politycznie lobby, które skuteczniej walczyłoby o prawa kobiet. Kongres stał się taką instytucją i nie jest prawdą, że niewiele osiągnął. Ustawy antyaborcyjnej nie zmienił, ale udało się przeforsować wiele zmian, które blokowała prawica. Nie chodzi tylko o kwoty na listach wyborczych, choć to także ważne, ale choćby o takie rzeczy, jak pigułka "dzień po" czy - mam nadzieję - ustawa o in-vitro. Ale chodzi też o coś ważniejszego: środowiska feministyczne (oczywiście, że tylko niektóre) stały się dla rządu i parlamentu prawdziwym partnerem do rozmów, a nie tylko "hałaśliwym marginesem".
Myślę, że to ma na myśli Krystian mówiąc, ze Parada powinna być poświęcona przede wszystkim sprawom środowisk LGBTQ. Z takiej perspektywy powinna być "świętem determinacji" w naszej walce o prawa osób nieheteroseksualnych i transpłciowych. Silnym głosem "jesteśmy tu i będziemy, będziemy walczyć o nasze prawa". Momentem mobilizacji i motywacji. Bo póki co nie ma czego świętować...
Zgadzam się też z Krystianem, że tej mobilizacji bardzo brakuje, jakby polityka "ciepłej wody w kranie" Tuska udzieliła się także środowiskom LGBTQ. Kluby są, nie biją, a związki pewnie "kiedyś tam" będą. Nie ma co się spinać. Ale czy Parada Równości i marsze organizowane raz w roku w innym miastach (w tym roku pierwszy raz w Trójmieście - brawa dla Tolerado!) wystarczą?
A może czas na nasz Kongres? Środowiska LGBT zawsze uczyły się walki od feministek (szczególnie w Europie) i dobrze na tym wychodziły. Mamy już sporo wpływowych, doświadczonych osób LGBTQ w polityce, mediach, kulturze, gospodarce, nauce. Mamy sporo doświadczonych organizacji i ich działaczek i działaczy. Parada Równości, wspaniałe święto osób nieheteroseksualnych i transpłciowych, niewiele, jak widać, załatwi. Czas może na nową strategię?
A w Rio na karnawale
Ale tam laski wywalają cycki na wierzch, więc jest spoko i wporzo, bo prawdziwe samce hetero tym światem rządzą i urządzają go pod siebie. A niektórzy geje chcieliby się tym hetero-samcom-homofobom przypodobać. Niestety, nie da się.
Mam ochotę napisać "I bardzo dobrze"...
To idź na marsz narodowców, a nie na paradę. Słowo "parada" znaczy coś konkretnego.
TO jest klasyczny przykład nietolerancji i zamordyzmu.
A w Rio na karnawale ludzie też ubrani są dziwnie i tam też na nich się patrzy z politowaniem i z politowaniem transmituje się tę Paradę na całym świecie i ludzie tam walą tłumami aby zobaczyć z politowaniem paradujących a paradujący widzą jak na nich się z ;politowaniem patrzy?
Dlaczego ludzie są tak bardzo głupi......21 wiek...
Mam ochotę napisać "I bardzo dobrze"...
Nie nazywajmy tego więcej Paradą ale marszem Glbt.
Wolność zrzeszania się, tworzenia organizacji, stowarzyszeń. Korzystaj z niej do woli. Zakładaj własne i współpracuj z innymi. To nie jest kółko wzajemnej adoracji, ludzie robią kawał dobrej roboty, a jeśli jeszcze im się czegoś nie udało osiągnąć, to nie przez brak starań.
Więc zapraszam do dyskusji: http://www.transseksualni.czo.pl/admin/index.php?sid=7d6(...)46ead2b1
Wolność zrzeszania się, tworzenia organizacji, stowarzyszeń. Korzystaj z niej do woli. Zakładaj własne i współpracuj z innymi. To nie jest kółko wzajemnej adoracji, ludzie robią kawał dobrej roboty, a jeśli jeszcze im się czegoś nie udało osiągnąć, to nie przez brak starań.
Z pewnością wystarczy rozwiązać KPH, Lambdę, etc. i związki partnerskie pojawią się natychmiast. Ot tak.
nic nie stoi na przeszkodzie żebyś się dołączył do organizacji. organizacje są tylko silne siłą swoich członków.