Mike Pence, przyszły wiceprezydent USA, nie ma łatwego życia: niedawno jego sąsiedzi wywieszali tęczowe flagi, w środę wieczorem setki ludzi przyszło zatańczyć przed domem homofobicznego polityka, by mu pokazać, że nie ma zgody na dyskryminację LGBT. Było disco, brokat i twerkowanie. Ludzi było tak dużo, że nie wszyscy dostali się w okolice - odgradzanego przez policję - domu. Wyobrażacie sobie taką akcję w... Polsce? (sami wiecie gdzie).
Tym razem do akcji włączyli się queerowi działacze i działaczki. WERK for Peace, ruch, który powstał po strzelaninie w Orlando i działa na rzecz LGBT poprzez taniec (podkreślając, że parkiety w klubach powinny być jak najbezpieczniejszą przestrzenią) połączył swe siły z DisruptJ20 i zorganizował wydarzenie na Facebooku "queerowa impreza taneczna przed domem Mike'a Pence'a". W środę wieczorem ulicami Waszyngtonu przeszedł kolorowy i roztańczony marsz, który zakończył się przed domem Pence'a. Ludzi było tak dużo, że nie wszyscy w sąsiedztwie się zmieścili. Okolicę zabezpieczała policja, która oddzieliła też barierkami dom polityka.
"Jesteśmy queer, jesteśmy tu i tańczymy" - krzyczeli ludzie, podkreślając, że nie ma zgody na homofobię i uprzedzenia w Ameryce.
Co sądzicie o takiej formie protestu?
(md)
Ten serwis używa plików cookies. Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Dowiedz się więcej.
Rozumiem
Przesada. Zaraz znowu będzie w mediach o "homoterrorze". I co ten protest miał osiągnąć na celu poza utrudnieniem mu życia? Protestuje się przeciwko konkretnym decyzjom.
Homofobiczny polityk na pewno się przestraszył (szczególnie pana wywijającego tyłkiem), wziął sobie sprawę do serca i zmienił swoje poglądy. Taniec czyni cuda.